Podróż autostopem nie zawsze wygląda jak na filmach...

2019-09-17 18:00:00(ost. akt: 2019-09-13 09:46:49)

Autor zdjęcia: Archiwum prywatne

W zeszłym roku, na łamach Gazety Działdowskiej, pisaliśmy o Karolu Tejsie- mieszkańcu Iłowa Osady, którego wielką pasją są podróże. Zaczęło się od śledzenia facebookowych relacji z podróży innych ludzi. W pewnym momencie "życie wyprawami" innych osób przestało Karolowi wystarczać. Po osiągnięciu pełnoletności wziął sprawy w swoje ręce i zaczął podróżować autostopem po świecie...
W poprzednim roku, zgodnie z swoimi wieloletnimi marzeniami, wyruszyłem w dwutygodniową podróż autostopem po Bałkanach. W trakcie tej podróży zwiedziłem 10 krajów i takie miejsca jak wodospady Kravica, riwierę albańską, Mostar, Tiranę oraz setki plaż i gór.

Przez cały rok pracując i studiując, myślałem gdzie się udać w tym roku, by jeszcze bardziej przypieczętować swoją pasję podróżowania. Był pomysł wyjazdu do USA na Camp America (projekt wymiany kulturowej, na zasadzie "pracuj i podróżuj"), z którego jednak zrezygnowałem. Ostatecznie postanowiłem wyruszyć do państw Europy Zachodniej.

Przygotowania zacząłem ok. miesiąc przed wyjazdem, kiedy to udało mi się znaleźć również zainteresowanego tanim podróżowaniem kolegę, Huberta z Białegostoku. Wtedy też, razem z nim opracowaliśmy wstępny plan podróży, który brzmiał mniej więcej "Berlin-Amsterdam-Paryż, "a później się zobaczy". Pozostało już tylko zebrać rzeczy, których może mi brakować do autostopowo-survivalowego życia, zapewnić rodzinę, że wrócę szczęśliwie do domu i zaliczyć semestr na studiach.

Wyjechałem wczesnym porankiem pociągiem do Warszawy, gdzie spotkałem się z Hubertem, po czym wyruszyliśmy także pociągiem do Świebodzina. Miasto słynie z wielkiego pomnika Jezusa, więc zrobiliśmy sobie tam przerwę na jedzenie, zdjęcia i przygotowanie do dalszej podróży, która zakładała już przede wszystkim autostop. W ciągu tego samego dnia byliśmy pod Berlinem, do którego jednak nie wjechaliśmy, bo oboje mieliśmy w głowie, by więcej czasu spędzić w Amsterdamie.

Tak też się stało, po mniej więcej dobie zawitaliśmy do miasta, które słynie z rowerów, kanałów, prostytucji, marihuany i wszystkim co nielegalne w innych częściach Europy. Miasto wydawało się być wyspą odciętą od prawa, do którego przyzwyczailiśmy się w Polsce. Przechodząc wieczorem po najsłynniejszej ulicy Amsterdamu, zwaną też "ulicą czerwonych latarni", widzimy charakterystyczne kobiety tańczące w oknach, zakapturzonych mężczyzn oferujących narkotyki, coffee shopy, a w tym wszystkim niczym nie przejmujący się tłum ludzi, który po prostu dobrze się bawił.

Spędziliśmy w tym mieście, gdzie jest chyba więcej rowerów niż ludzi i samochodów razem wziętych, trzy dni, po czym wyruszamy na południe do miasta Bergen-op-Zoom, gdzie mieszka mój kuzyn. Tam spędziliśmy miło jedną noc, po czym ruszyliśmy w stronę Paryża. Holandia, a później także Belgia okazały się niezwykle dobrymi państwami do podróży autostopem. Spotkaliśmy się z przypadkami, gdzie na stacji benzynowej ludzie sami nas się pytali czy nie potrzebujemy podwózki, a gdy już jechaliśmy bardzo często podwozili nas nawet 50 km dalej, byśmy mogli łatwiej dotrzeć do celu. Były nawet przypadki, w których ludzie oferowali nam nawet pieniądze na dalszą podróż.

Pierwszy stop w Francji był jednym z najdziwniejszych w mojej karierze autostopowej. Mężczyzna, który nas podwoził od samego początku był bardzo nerwowy, dużo trąbił na innych kierowców, pokazywał im środkowy palec i coś tam krzyczał po francusku (pewnie przeklinał).

Tworzył też bardzo ciekawe sytuacje drogowe. Chociażby starał się na drodze trzypasmowej wyprzedzać na czwartego po lewej stronie, bez większego pobocza, albo też na punkcie poboru opłat wpychał się w kolejkę. Jechał mniej więcej 140 km/h i zbyt mocno by mi to nie przeszkadzało, gdyby nie fakt, że sprzęt jakim jechał nie nadawał się nawet na 100 km/h. Po kilkudziesięciu minutach jazdy z nim, zaczęliśmy symulować chorobę i na najbliższej stacji benzynowej podziękowaliśmy i życzyliśmy mu szerokiej drogi.

Po większych i mniejszych turbulencjach dojechaliśmy do Paryża. Spędziliśmy tam trzy dni, przypadkowo trafiając na największe francuskie święto – Dzień Odzyskania Bastylii. Mieliśmy szansę, poza odwiedzeniem takich miejsc jak Wieża Eiffla, Luwr czy pozostałości Notre Dame, zobaczyć najlepszy pokaz fajerwerków jaki pamiętam.

Gdy pamiątki z Wieżą Eiffla były już w plecaku ruszyliśmy nad Ocean Atlantycki. Znaleźliśmy polecenie, że warto nad francuskim wybrzeżem oceanicznym zobaczyć miejsce, o nic nie mówiącej nam nazwie "Wydma Piłata". Nie wiedząc za bardzo z czym będziemy mieć do czynienia ruszyliśmy do miejscowości Arcachon, w pobliżu której jest położone to miejsce.

Gdy już tam dojechaliśmy, naszym oczom ukazała się ponad 100-metrowa góra, składająca się z sypkiego piachu, a wszystko to pomiędzy dość gęstym lasem, a wybrzeżem oceanicznym. Po szybkim sprawdzeniu informacji w internecie, okazało się, że jest to największa wydma w Europie. Po spędzeniu tam kilku godzin i wysmażeniu skóry aż do poparzeń pojechaliśmy kilka kilometrów dalej, by w spokoju rozłożyć namiot i spędzić następne dwa dni rozkoszując się widokiem na bezkresny ocean.

Po beztroskim odpoczynku przyszedł dzień, gdzie pojechaliśmy dalej, w stronę Andory. Los chciał że tego samego dnia udało nam się dostać tylko do Tuluzy. Na balkonie wynajętego mieszkania zauważyliśmy, że w mieście zaczęło się coś dziać. Nagle było widać na niebie fajerwerki, a główne dźwięki to okrzyki i klaksony samochodów. Nie zastanawiając się zbyt długo ruszyliśmy w miasto. Tam zastaliśmy okrzyki "One, Two, Three, Viva Algeri" i po krótkiej rozmowie z mieszkańcami dowiedzieliśmy się, że Algierczycy (których jest niesamowicie dużo we Francji) wygrali Ligę Afryki. Jeszcze tego samego dnia widzieliśmy jak radość była wyrażana chociażby w miejskiej fontannie, na dachu kiosku czy na dachach samochodów.

Następnego dnia zawitaliśmy do Andory, gdzie pozwiedzaliśmy miasto i spaliśmy na zboczu góry, a następnie ruszyliśmy na Lazurowe Wybrzeże. Tam największe wrażenie zrobiło na nas bardzo bogate Monako i wyjątkowa plaża usypana z bardzo drobnych i przyjemnych kamyczków, na które jak się okazało co roku rząd Monako wydaje miliony.

Wspomagając się autobusami, szybko przejechaliśmy przez Włochy, Szwajcarię i Austrię, docierając do Monachium, skąd na nowo ruszyliśmy autostopem, tym razem do Pragi. Mimo wielu rekomendacji, samo miasto nie zrobiło na nas wielkiego wrażenia. Ruszyliśmy więc na długo planowany Pol'and'Rock Festival, gdzie wraz z znajomymi spędziliśmy tydzień, pełen muzyki, zabawy i radości. Tam też był nasz ostatni punkt podróży, na którym się pożegnaliśmy.

Mimo że podróż pod wieloma względami była wyczerpująca, to oboje chcieliśmy pojechać chociażby na jeszcze kilka dni. W ten sposób po dwóch tygodniach pojechaliśmy na nieco krótszą podróż, również autostopem. Zaczęliśmy od Zakopanego, gdzie chodziliśmy po dolinach i jaskiniach.

Następnie ruszyliśmy na Węgry, gdzie byliśmy w Budapeszcie, który mógłbym porównywać do Amsterdamu czy Paryża, a także nad jeziorem Balaton, gdzie spędziliśmy dwa dni rozkoszując się słońcem i wypoczynkiem. Następnym naszym punktem było wybrzeże Adriatyckie w mieście Riejka w Chorwacji, a całą naszą podróż przypieczętowaliśmy w Wenecji. Tam pływając z wyspy na wyspę odkrywaliśmy uroki miasta na wodzie.

Przez ponad 5 tygodni przemierzyliśmy ok. 9000 km, zwiedzając lub będąc przejazdem w 16 krajach. Całość osiągnęliśmy przede wszystkim autostopem, czasami wspomagając się środkami komunikacyjnymi, takimi jak pociąg czy autobus. Noce spędzaliśmy w hostelach, wynajętych mieszkaniach, a czasami po prostu na plażach, łąkach i innych miejscach gdzie dało radę rozłożyć namiot. Podróż autostopem nie zawsze wygląda jak na filmach podróżniczych czy na zdjęciach, jednak wiem, że ciężko byłoby zwiedzić tyle niesamowitych miejsc w tak krótkim czasie z niebyt wysokim budżetem, gdyby nie ten sposób podróżowania.


Karol Tejs, zl


Komentarze (9) pokaż wszystkie komentarze w serwisie

Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.

Zacznij od: najciekawszych najstarszych najnowszych

Zaloguj się lub wejdź przez FB

  1. As #2802342 | 37.47.*.* 10 paź 2019 02:40

    Przesada można inaczej.

    odpowiedz na ten komentarz

  2. były ziomek #2802341 | 79.187.*.* 10 paź 2019 02:30

    Od dawna nie mieszkam w Iłowie ale z sentymentem wracam do miejsca swojego dzieciństwa.Z przyjemnością przeczytałem artykuł o młodszym ziomku pozdrawiam , szacunek i życzę dalszych podróży z przygodami.

    odpowiedz na ten komentarz

  3. Andrzej #2800145 | 79.187.*.* 5 paź 2019 22:52

    Nie chce mi się wierzyć że w obecnych czasach gdzie wydaje się że wszyscy nastawieni są tylko na wygodne i luksusowe życie przy komputerze komuś chce się tak podróżować

    odpowiedz na ten komentarz

  4. Karolina #2798373 | 79.187.*.* 1 paź 2019 23:06

    Och Karol zaskakujesz

    odpowiedz na ten komentarz

  5. Miś #2794982 | 79.187.*.* 23 wrz 2019 22:53

    Artykuł ciekawy ale czy taki sposób na życie jest bezpieczny.

    odpowiedz na ten komentarz

Pokaż wszystkie komentarze (9)
2001-2024 © Gazeta Olsztyńska, Wszelkie prawa zastrzeżone, Galindia Sp. z o. o., 10-364 Olsztyn, ul. Tracka 5